Eksperci: dotowanie i pomoc dla branży górniczej są skrajnie nieodpowiedzialne
- W środę posłowie będą debatować nad rządowym projektem noweli ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego.
- Projekt wydłuża termin zawieszenia spłaty przez Polską Grupę Górniczą S.A. zobowiązań dotyczących niezapłaconych składek na ubezpieczenia społeczne oraz pożyczki udzielonej przez Polski Fundusz Rozwoju dla dużych firm.
- We wtorek 5.12 odbyło się wspólne posiedzenie dwóch komisji: do spraw energii, klimatu i aktywów państwowych oraz finansów publicznych w sprawie pomocy dla spółek górniczych
- Na stole jest też autopoprawka do projektu budżetu państwa, dzięki której obligacje o wartości 7 miliardów zł zostaną przeznaczone na pomoc dla Polskiej Grupy Górniczej, Tauron Wydobycie i Węglokoks Kraj.
Pomoc powinna być warunkowa i zależna od przygotowania się do nieuchronnego zamknięcia wybranych zakładów. Spadek zapotrzebowania na węgiel będzie postępował, a mamy przecież historycznie rekordowe zapasy węgla kamiennego – ponad 12 mln ton. Zamiast obiecywać górnikom perspektywy rozwoju, trzeba im pomóc przejść przez ten trudny okres uruchamiając np. środki z NFOŚiGW i Funduszu Modernizacyjnego i dotychczas nieuruchomionego Priorytetu Sprawiedliwa Transformacja – uważa Hetmański.
Utrzymywanie przy życiu na siłę
Krzysztof Bocian, analityk WiseEuropa, dodaje: - Dopłaty do górnictwa można w pewnym sensie porównać do utrzymywania przy życiu pacjenta, który jest skazany na smutny koniec. W sektorze jest coraz mniej zatrudnionych, coraz mniejsze wydobycie, coraz większe koszty wydobycia. Efekt jest taki, że w szybkim tempie spada jego efektywność. W 2015 r. średnie wydobycie na osobę zatrudnioną w sektorze to było 72 tony, w 2022 roku dla PGG to już tylko 53 tony, a w maju obecnego 2023 r. 47 ton. W Polsce do wydobycia 1 ton węgla potrzeba ponad 2,5-razy więcej górników niż średnio na świecie i aż 10-krotnie więcej niż w USA czy Australii.Bocian zwraca też uwagę na zarobki górników.
Średnio wyniosły w ostatnich miesiącach ok. 12 000 – 14 000 złotych za miesiąc i wypłacane jest dodatkowo wiele benefitów (premie kwartalne, roczne, nagrody). Przy niskiej rentowności i lukratywnych świadczeniach oraz dodatkach jakie są wewnątrz sektora, branża wymaga dotowania ze strony podatników. I dopóki sektor górnictwa egzystuje to dopłaty, benefity, preferencyjne traktowanie będą miały miejsce, bo silną pozycję mają związki zawodowe, które o to walczą. Jednak stan całego sektora w Polsce nie jest idealny, w zasadzie jest kiepski, a perspektywy są jednoznaczne – jest to sektor schyłkowy.
Bonus na odchodne
W ostatnich dniach rządów Prawa i Sprawiedliwości rządzący chcą na odchodne dać bonus podległych im górniczym spółkom za polityczne poparcie – ale zamiast realnej pomocy i wsparcia w sprawiedliwej transformacji, to będzie tylko zapomoga, która nie uratuje pracowników.Zakładane wsparcie obejmuje dwa filary: o odwleczenie płatności na rzecz ZUS i PFR oraz 5-7 mld zł dopłat, które są nową pozycją, której w budżecie państwa na 2023 r. nie było. Ten drugi filar to wykorzystanie ścieżki opracowanej przez Ministerstwo Aktywów Państwowych z końcem 2021 r. – w ramach tzw. Nowego Systemu Wsparcia kopalnie miały mieć dopłaty do redukcji wydobycia. Z początkiem 2022 r. PGG, Tauron Wydobycie i Węglokoks Kraj dostały już ok. 1 mld zł. Mimo iż wydobycie w 2022 r. nawet wzrosło zamiast spadać zgodnie z założeniami programu, to spółki górnicze nie zwróciły pomocy publicznej, a miały ku temu finansową przestrzeń, bo 2 lata temu zaczęła się hossa w branży węglowej.
Co więcej, dotychczas przelane środki były wypłacone nielegalnie – w ustawie o systemie wsparcia do redukcji wydobycia z końca 2021 r. zapisano, że jego wejście w życie jest zależne od zgody z Komisji Europejskiej, Dyrektoriatu ds. Konkurencji (DG COMP). Tymczasem KE nie udzieliła tej zgody po dziś dzień i mimo to odchodzący rząd PiSu chce przelać kolejną nielegalną transzę tych środków. Istnieje ryzyko, że kopalnie będą musiały te środki zwrócić. Jednocześnie w kopalniach zaplanowano wypłatę kolejnych nagród, mimo iż pracodawcom zatrudniającym blisko 40 tys. osób w Śląsku i Małopolsce Zachodniej grozi bankructwo.