Ruszył proces ws. brutalnego zabójstwa trzech osób w Puszczykowie
Serhii T. na salę rozpraw został doprowadzony z aresztu. W sądzie przyznał się do zabójstwa. Grozi mu dożywocie.
Do zbrodni doszło w listopadzie ub. roku. Do pracownika ochrony centrum handlowego w Poznaniu zgłosił się mężczyzna, który oświadczył, że zabił swoją żonę i dwie córki. 42–letni Serhii T. został zatrzymany przez policję.
Prowadzone przez śledczych dalsze czynności w sprawie doprowadziły do ujawnienia tragicznych okoliczności zbrodni, która rozegrała się kilka dni wcześniej w jednym z domów w podpoznańskim Puszczykowie. Śledczy odnaleźli w nim ciała kobiety i jej dwóch córek. Wszystkie zostały uduszone. Najpierw zamordowana została matka, a potem dzieci. Dziewczynki w wieku 4,5 lat i 1,5 roku pozbawiono życia ze szczególnym okrucieństwem.
Serhii T. - oskarżony o zabójstwo swojej żony i brutalne pozbawienie życia dwóch córek - we wtorek w sądzie nie chciał składać wyjaśnień. Sąd odczytał więc jego wcześniejsze wyjaśnienia, w których szczegółowo opisał przebieg zdarzenia.
Mężczyzna podkreślił w nich, że w dniu kiedy doszło do zabójstwa, był pijany. Wcześniej pokłócił się z żoną, doszło do przepychanki. Ona poszła kąpać dzieci, on poszedł dalej pić. "Po tym, jak żona i córki zasnęły, po godzinie, dwóch, poszedłem na górę do nich. Zacząłem od żony. Zacząłem ją dusić rękoma (…) W tym momencie kiedy dusiłem żonę, obudziła się moja młodsza córka. Ja ją wziąłem za gardło i uderzyłem głową o ścianę (…) Wtedy wróciłem do żony, skończyłem ją dusić, ona spadła na podłogę (…) Obok spała moja starsza córka, zacząłem dusić również ją, ona nie obudziła się wcześniej, miała zawsze mocny sen. Zaczęła się budzić wtedy, kiedy zacząłem ją dusić" – mówił.
Mężczyzna dodał, że po zbrodni zszedł na dół, nadal pił. "Kiedy zobaczyłem to, co zrobiłem, zacząłem płakać" – powiedział.
W momencie zbrodni w domu był jeszcze nastoletni syn kobiety z poprzedniego związku. Spał w swoim pokoju, na parterze.
Następnego dnia po zbrodni, nastolatek był w szkole. Serhii T. powiedział mu później, że mamy i jego sióstr nie ma w domu, bo zostały zabrane do szpitala z powodu COVID-19, a na piętrze "wysypany jest trujący proszek na koronawirusa".
"Po tym jak je zabiłem chciałem gdzieś wyjechać, zabić się, powiesić (…) Nikomu nie mówiłem o tym, co się wydarzyło. Przez następne dni nic się nie działo. Chłopak był cały czas w domu, nie chodził do szkoły, ja piłem alkohol. Paliłem w domu papierosy, żeby nie było czuć zapachu ciał" – zaznaczył.
Później mężczyzna zdecydował, że odda się w ręce policji.
Oskarżony wskazywał w sądzie, że kłócił się z żoną o brak pieniędzy, o długi. "Pomyślałem, że to sposób, żeby pozbyć się w taki sposób problemów" – podkreślił. Dodał, że żałuje tego, co się stało. W trakcie składania wyjaśnień przyznał jednak, że oglądał filmy o duszeniu ofiar.
We wtorek sąd zaplanował także przesłuchania pierwszych świadków w sprawie.(PAP)
autor: Anna Jowsa
ajw/ mark/